piątek, 20 listopada 2020

Ojojoj

 "Ojojoj" jest ulubionym słownym "wzruszeniem ramion" mojej koleżanki. Najlepiej byłoby ją usłyszeć jak wypowiada to swoje "ojojoj" ta tonacja, ten wydźwięk, ten ton - no niestety nie macie tej możliwości. Do tego ojojoj powinno się do pisać  - jak mi przykro - choć wcale przykro mi nie jest :P 

Do czego zmierzam - no nadeszły moje 199 urodziny - dlaczego nie np 200, bo do pełności brak mi roku. Patrząc na rozkład z 2019 roku, który wówczas wydał mi się dziwny i taki niejednolity - tam Papież i Diabeł i raz zamieszanie, a raz spokój - teraz wszystko pojmuję w mig. Miałam remont w pracy, przerwę związaną i z covid, i właśnie z remontem - raz dużo pracy, za chwilę spokój. Zostałam doceniona, a jednocześnie kusiło mnie by wyjść przed szereg i działać inaczej niż góra. Chłopów miałam mnóstwo, bo remonty, robotnicy, przedstawiciele firmowi, ale żaden nie śmiał stanąć przy moim borsuku, a już przeciw niemu to w ogóle... 

No dobra, a co z tym ojojoj - pierwszy raz nie miałam chęci postawić sobie "urodzinowy" - tzn nie miałam w październiku - a zwykle mam. Chęci nabrałam coś między 3, a 10 listopada, ale to przecież za wcześnie. Im bliżej urodzin to i chęci odchodzą, i obaw nabrałam - a jak karty mi wyjdą kiepskie i rok będę miała do dupy - ojojoj.... A do tego moje urodziny wypadły w piątek, a piątek u mnie jest dość gęsty - jak to mówi moja koleżanka od ojojoj - sprzątam, na zakupy jeżdżę i jeszcze dzielę komputer z borsukiem - no to kiedy mam usiąść do urodzinowego. Zachciało mi się zrobić tort - zwykły biszkopt z owocami i bitą śmietaną z mascarpone... A jeszcze stale ktoś coś ode mnie che - no same przeszkody - tak jakby "Góra" specjalnie mnie odwodziła od postawienia kart. A może sama szukam pretekstu - ojojoj.

Nawet pogoda dziś jest jakaś taka - kiedy się rodziłam była śnieżyca i zimnica, położna się spóźniła i nabiegu się rozbierała z kożucha i zakładała fartuch. Matula mówi, że nic nie pamięta z porodu tylko te lodowate ręce - fajnie być wyciąganym z ciepłego brzucha zmarzniętymi łapami - od urodzenia miałam pod górkę -ojojoj.

No dobra ale dość się użalania - piszę ten wstęp 18 listopada i teraz nie wiem czy wyciągać już te karty czy jeszcze poczekać? 

Wiem pieprze jak potłuczona, ale w końcu to moje urodziny i mój blog więc mogę po "jojczyć"





                                                                  Kwiaty od borsuka ;)


1 Ogólna prognoza na rok - królowa kielichów - taka płaczliwa atmosfera. Nadal będę matką, żoną, opiekunką, co to pod nos podstawi, ugotuje i upierze. Pocieszy w nieszczęściu, wesprze, ukołysze i zagłaszcze. Trząść się będę nad każdym... ale będę kobietą - może trochę rozmarzoną, niedostępną, tęskniącą nie wiadomo za czym - ale będę babą. Wrażliwą i pełną zrozumienia dla innych (a kto będzie wyrozumiały dla mnie, kto będzie wspierał i pocieszał, łzy moje osuszał?) Królowa kielichów to też intuicja, życie emocjami ale i zachowanie spokoju w sytuacjach kryzysowych. Czas od urodzin do urodzin będzie czasem w obrębie uczuć i życia pod dyktando uczuć. Mam odprężona płynąć na nurtach życia, żyjąc wspomnieniami - ojojoj.

2 Energie które odchodzą - as buław - nowe pomysły i wprowadzanie ich w życie - nie będzie działań, nie będzie seksu :P

3 Cele które udało Ci się osiągnąć - rycerz mieczy - no tu mi ta karta nie pasuje, ani nie awanturowałam się, ani nie paliłam mostów, ani ja burza - szybka, mocna i ożywcza. Jedynie co, to doprowadziłam do remontu w mojej pracy i do lekkiej przeprowadzki, a w zasadzie zaanektowania nowych, dodatkowych pomieszczeń. Ten rok bardzo szybko mi minął.  Podobno rycerz mieczy to gaduła, konkretny, mocny w przesłaniu - jak on powie, to już powie, zamilknie,  a echo jego słów jeszcze długo wybrzmiewa w głowach słuchaczy. :P

4 Sprawy które przechodzą - as mieczy - raczej zostaną mi nowe pomysły, bez działań, bez ich realizacji. Chciałabym (to już życzeniowo) by ten as był zapowiedzią nauki, bym zainwestowała w siebie intelektualnie, chce się dokształcać i rozwijać. Nie chce ciąć, gwałtownie zmieniać, odcinać, kończyć. Nie chce się bać.

5 Gdzie jesteś dziś - 3 kielichów - też karta nie adekwatna do sytuacji, bo ani trójkąt, ani zdrady, ani zabawy czy spotkania towarzyskie. Choć muszę powiedzieć, że mam dobry czas (cicho muszę powiedzieć, bo Licho nie śpi ;) ) Jakoś udało mi się pokonać problemy, zawsze cieszę się z małych rzeczy i dzięki Jowiszowi w Strzelcu jestem wieczną optymistką i spadam na 4 łapy ;). Jedynie co ta 3 kielichów może pokazywać, że czasem zakładam maskę radości, po to by ukryć ból i smutek.

6 Nowe energie które się pojawią - paź kielichów - no córki to ja już nie urodzę, może moja córka wnuczkę, albo u syna coś się pojawi (oboje bez partnerów więc raczej to nierealne) Wyjdę z cienia, zaprezentuję się  - tylko gdzie, bo w sprawach zawodowych mam Wieżę - czyli się położę całkowicie, a na uczucia 2 mieczy czyli chłód i odsunięcie. Patrząc powiedziałaby, że idzie miłość, ale to niemożliwe.. 

Wyjdę zza czyichś pleców, ale czy mnie docenią?  

7 Trudności z którymi się zmierzysz - Zawieszony - może czasem warto trzymać jęzor za zębami, a nie paplać głupoty  byle język jak koło młyńskie mielił.. Odcięcie się sprawi mi trudność - tylko jak to się ma do 2 mieczy w miłości gdzie tam jest właśnie odsunięcie. Będę miała trudność z właściwą oceną, spojrzeniem z każdej strony, zdystansowaniem się i zwolnieniem przed podjęciem ostatecznych decyzji. Muszę być bardziej uważna i mniej spontaniczna, i działają pochopnie, i w pośpiechu. 

8 Cele które możesz osiągnąć - Rydwan - pognam, popędzę - choć powinnam przystopować. Rydwan to działanie zgodnie z własną wolą i uporem, to dużo zajęć, wręcz ich natłok, wiadomości, telefony, rozmowy. Wyjazdy i podróże? Teraz w pandemii? Samochód? - mam swój i nie zamierzam ani kupować nowego, ani obecnego wymieniać. Wyznaczę sobie cel i będę dążyła do jego realizacji. Bardzo dużo pracy.

9 Twój stan psychiczny - 4 buław - mocny i stały jak to czwórki, choć czasem nadmierna ekscytacja może zdominować spokój umysłu (buławy). Stąd trudność w osiągnięciu spokoju Zawieszonego.

10 Zdrowie - Umiarkowanie - Nie za dobre, nie za złe, takie kołysanie. Czasem może być harmonia, a czasem tej równowagi w organizmie może zabraknąć. Patrząc na kartę to muszę uważać z chodzeniem na bosaka (co latem uwielbiam), bo mogę się przeziębić, zwłaszcza od zimnych stóp uważać muszę na pęcherz. Zaburzenia równowagi, problemy z utrzymaniem wagi.. i konsultacje z innymi lekarzami - ciekawe jak teleporada?

11 Miłość - 2 mieczy - Ja zawsze mówię, że 2 mieczy to takie stanie w rozkroku - między przeszłością, a przyszłością. To też jest wycofanie się na własne życzenie. tylko jak to się ma do "miłości" i do trudności w Zawieszonym? Czyli będzie mi się ciężko zdystansować i odciąć jeśli ktokolwiek pojawi się w moim życiu. Nie będę umiała ani zamknąć przeszłości (małżeństwo) ani iść do przyszłości? Oprócz dobrego porozumienia z mężem w tej karcie jest samotność w związku - oj słabe mi karty od lat wychodzą na "miłość"

Wybór między dwiema osobami?

12 Przyjaciele - Kochankowie - mam dwie kumpele i mi to wystarczy, nie mam zamiaru wybierać i dobierać - obie się uzupełniają, obie są mi bliskie, kocham je obie - i nikogo więcej mi nie potrzeba.

13 Finanse - 6 buław - lubię 6 buław choć przynosi chwilową radość, chwilowy triumf - przyjedzie - zwyciężony i dalej jedzie zwyciężać. Ale to jest dobra karta na pracę i finanse. Nie ma co więcejpisać.

14 Praca - Wieża - O! i tu jest najbardziej intrygująca i niespodziewana karta w całym rozkładzie. Wczoraj "rozkminiałam" co ona może znaczyć i do której dziedziny "pracy" się odnosi. Wieża niesie ze sobą niespodziewaną rewoltę, zawalenie dotychczasowych układów, obrócenie w ruinę - ale to wszystko jest oczyszczające. Nie można na siłę podpierać coś co się wali, kleić, klecić i podpierać, bo tylko przedłuża się agonię - ta Wieża musi runąć i należy jej wręcz pomóc i pozwolić na zawalenie..... tylko w moim przypadku czego.

Sprawy zawodowe - mam ugruntowana pozycję i musiałabym bardzo "narozrabiać" po linii służbowej by mnie zwolniono, za długo pracuję, za dużo już osiągnęłam by mnie ot tak np zwolnić. Gdyby nie to że jestem świeżo po remoncie - gdyby ta Wieża wyszła mi w zeszłym roku - powiedziałabym, że dostanę nowe pomieszczenia. I rzeczywiście w styczniu moją "starą" bibliotekę zrujnowali by na nowo ją odbudować.. ale teraz. 

Moja dyrektor jest świeżo  mianowana i to na 7 lat - jest nie do ruszenia - czyli rewolucja w Wieży nie dotyczy mojego awansu tu gdzie pracuję. UG nie może zmienić struktur bibliotecznych - bo nie. Kompletnie nie wiem czego "zawodowego" może ta Wieża dotyczyć

Kolejna sprawa to moja praca na rzecz lokalnej społeczności - ponieważ nie po drodze mi z władzą lokalną mam zamiar wraz z innymi członkami wystąpić z RS. Wyrzucić mnie raczej nie mogą, ja mogę jedynie zrezygnować. Ponieważ musi to się odbyć na zebraniu, moja rezygnacja nie będzie po cichu i może właśnie przynieść dość mocne zamieszanie. 

Jest jeszcze sprawa wróżebna i jedynie co mi przychodzi do głowy to .. a nie będę pisać, bo za dużo powiem - ale chodzi o np kontrole. ;)

Namawiają mnie do robienia vloga, ale ja nie mam kamerek i sprzętu, i czasu by nagrywać filmiki. 

Dodam, że to tej Wieży dołożyłam Świat i 6 mieczy, czyli po przejściu rewolucji zamknę przeszłość i otworzę się na przyszłość szukając czegoś nowego, innego, ale z pewnością będzie to lepsze niż jest teraz.

No i co?

15 Niespodzianki - król kielichów - Pić będę, śnić, będę, zmęczona będę i żyć tęsknotą, i marzeniami wszystko w otoczeniu uczuć, sentymentów, tkliwości i czułości - pełno łez... Ale ten rok kielichowy - "romemłany", romantyczny i w życiu przeszłością. Jako niespodzianka w królu kielichów będę umiała zachować dystans do emocji - zapewne publicznie tak, ale w domu, w poduszę będę się rozklejać i wyć. Też mi niespodzianka - patrząc po całości wszystkich wylosowanych kart to niczego innego jak sentymenty i "smęty" się spodziewać nie mogłam.

Randka i miłe spotkania, których w ogóle się nie spodziewam - no to rzeczywiście może być niespodzianka. ;)

16 Urodzinowy dar od wszechświata  - Kapłanka - tajemnica, nauka, mądrość, kobieta, pielęgniarka i opiekunka, przyjaciółka, czuła, wrażliwa, kochająca - jej odpowiednik - choć ciut inny - jest właśnie królowa kielichów. Znów będę kogoś (czytaj jakiegoś chłopa - jak 10 lat temu) pocieszać, prostować, wspierać, kołysać, pomagać - a on stałym zwyczajem pocieszony i wsparty pójdzie precz dając mi kopa. Pójdzie do baby, która go zdeptała.. 

Miłość platoniczna, niepełniona, do dupy...........

Dobrze, że Kapłanka to nauka - ja chce się uczyć (będę podkreślać to po 1000 razy), chcę się rozwijać, samorealizować, dokształcać, zdobywać wiedzę i umiejętności. 

Dostałam dobry dar z którego chętnie skorzystam, a i postaram się zdystansować i nie dać wykorzystywać, nie będę niczyją pocieszką. :P

Po tych kartach powiedziałabym, że rok szykuje mi się bardzo miłosny - gdyby na samą miłość nie wyszły 2 miecze. Patrząc całościowo to wiele kart sugeruje jakiś romans, miłość - w ukryciu ale jednak.. ale ta 2 mieczy wszystko przekreśla. Jak nie miłość to będę pić - no rozpiję się bardzo -ojojoj.

Rok kierowania się intuicją, rozwojem, marzeniami - bardzo, bardzo bym chciała się uczyć i rozwijać i jeśli to mi będzie dane w tym roku to już się cieszę. W ogóle mam bardzo dużo kart w tym rozkładzie mówiących o wzmocnieniu intuicji, dywinacji, poszerzaniem trzeciego oka itp.

Wreszcie po dwóch dniach mordęgi  skończyłam -ojojoj


środa, 11 listopada 2020

Opowiem Wam bajkę

 





                 Za górami, za lasami 15 km od stolicy państwa mieszkała bibliotekarka, która ukończywszy studia "Informacji naukowej"  osiadła na wsi. Owa informacja naukowa była dla niej o tyle przydatna, że bez problemu umiała znaleźć odpowiedź na prawie każde pytanie. Oczywiście takie na jakie chciała. A że od kilku miesięcy z każdej strony była bombardowana (jak każdy) informacjami o zarazie zza Uralu, to miała w tyłku poświęcać czas na kolejne newsy na ten temat.

Owa bibliotekarka z początku drwiła z zarazy jak większość... ba nawet wspólnie żartowała z tej cholery z własnym medicusem - obie panie boki zrywały z nietoperza i chińskich zupek - do czasu. Kiedy to dziadostwo krążyło gdzieś po świecie bibliotekarka w ogóle tym nie zajmowała swojej ślicznej, wiejskiej główki - nawet jak wiosenną porą pozamykali ludzi w domach, ona myślała o czymś zupełnie innym - ot choćby czy żółty fotel będzie się ładnie komponował z zielenią kwiatów i bielą ścian w jej nowym  miejscu pracy.

Kiedy wreszcie jej placówka po remoncie mogła przyjąć spragnionych książek czytelników, moja bohaterka bardzo rwała się do pracy. Co prawda nabrała już respektu do wirusa, jednak dalej uważała, że jest niezniszczalna i nic jej nie grozi. Do tego stopnia niezniszczalna, że nawet pracowała kiedy wybierano króla w jej królestwie. Owszem w pierwszym nieodbytym terminie rodzina zabroniła jej wziąć udziału, ale w drugim kiedy podobno wszystko się wypłaszczało to czemu nie. Nie, ona aż tak bardzo nie jest naiwna by wierzyć w słodkie słówka różnych heroldów jednak letnią porą i w rygorze sanitarnym była mniejsza szansa, że owa "influenza" ją dopadnie.

Bibliotekarka nabrała szacunku i rewerencji do owej plagi wczesną jesienią, gdy nagły przyrost zachorowań przybrał na sile. Jeszcze uważała, że to gdzieś krąży daleko, daleko od jej wioski więc owszem szanując ale bez lęku wytrwale pracowała. Strach przyszedł niespodziewanie, kiedy okazało się, że w najbliższej rodzinie młody silny, mężczyzna przez to morowe powietrze dostał zapalenia płuc. Kiedy to serdeczny znajomy jej księcia z bajki z którym żyje, zaraził się będąc na obiedzie  u swojej rodziny, a już kiedy spotkany przypadkiem naczelny dowódca obrony i ochrony powiedział, że w okręgu w którym mieszka jest ponad 3 tys przypadków zarazy, kiedy padła ochronka dla dzieci   praktycznie dostała histerii.

Pracowała nadal, ale bardzo uważała: maseczka, pleksi, dezynfekcja książek, których nie dotykała, dezynfekcja powierzchni, dłoni, wietrzenie. Na spacerach maseczka lub przyłbica w sklepie rygor itp itd I wszystko cacy. Trochę była zła na swojego pryncypała, który pod wpływem jednej z koleżanek zamknął dostęp do półek dla czytelników. Nasza  bohaterka uważa, że krócej czytelnik sam sobie wybierze książkę (oczywiście mając zakryty nos i usta i zdezynfekowane ręce) niż trwa bieganie pracownika i pokazywanie czytelnikowi książek do wyboru - ale rozkaz, to rozkaz.

I tak bibliotekarka sobie żyła i pracowała i zdrowa była, aż pewnego dnia przyszła sobie rodzina wymienić książki - dwoje dzieci i tata. Jedno z dzieci nie miało zakrytych ust i nosa, ale dzieci nie mają obowiązku. Trochę zajęło wyszukanie książek dla tej zacnej rodziny, bo dzieci marudne, a tata niezdecydowany, kiedy już zadowolona rodzina sobie w podskokach wychodziła nagle tatuś będąc już w drzwiach się odwrócił i rzekł "Bo my to jesteśmy na kwarantannie, ale nam się nudziło więc przyszliśmy do biblioteki wymienić książki" i wyszedł.......... Naszą bohaterkę najpierw zatkało, potem zaczęła się śmiać, a potem dezynfekować wszystko czego ta rodzina dotknęła zaczynając od siebie.

Na nic jej zabiegi szamańskie, na nic kadzidła i wonności, na nic płyny żrące wszelakie... po 5 dniach od wizyty tak zacnych i prawdomównych gości nasza gwiazda poczuła ucisk w klatce piersiowej - to był pierwszy objaw, że coś złego dzieje się w jej organizmie, kolejnym były bóle głowy, mięśni i stawów. Kiedy za niska temperatura spowodowała niemoc w jej ciele, niezwłocznie zawiadomiła medicusa.

O dziwo medicus odpowiedział tego samego dnia, oczywiście nie widząc pacjentki na oczy, ale zaproponował jakieś wąchadło i preparaty przeciwzapalne i kazał się obserwować,  ponieważ nie wiadomo było czy to grypa, przeziębienie czy zaraza. Jak się by pogorszyło to bibliotekarka ma zawiadamiać. Niestety wąchadła działały tak jakby ktoś je wylewał na ścianę, a nie wdychał, inne preparaty działały podobnie. Ucisk w klatce był coraz większy i miała wrażenie jakby ktoś do jej płuc wlał gipsu. Pewnej nocy przyszły takie duszności, że całe życie przeleciało jej przed oczami. 

Oczywiście w czasie największej duszności bibliotekarka najbardziej martwiła się kto po jej śmierci zajmie się kotem i psem. Nie wezwała pogotowia, bo po informacjach pokazywanych w skrzynce z trubadurami,  mówiących o tym ile to powozy jeżdżą z pacjentem, a ile czekają na przyjęcie do lazaretu, wolała spróbować przeżyć noc w domu. Ale w razie nagłego zejścia, już wcześniej, zanim zachorowała, uzgodniła z księciem z bajki  w co ją ma ubrać do kremacji tylko ma jej kupić nową bieliznę - co prawda skwitował to zapytaniem, "czy stare majtki się gorzej palą" ale spiorunowany wzrokiem obiecał spełnić jej prośbę.

Gdyby tamtej najgorszej nocy, kiedy łapała powietrze jak ryba, kiedy się dusiła (dodam, że nie miała kaszlu) wiedziała co wie teraz, żeby po tej "informacji naukowej" sięgnęła po rzetelną wiedzę wiedziałaby, że nie można bagatelizować takich reakcji organizmu. Nie ma, że strach przed wożeniem, nie ma, że ktoś inny może bardziej potrzebuje pomocy, nie ma że może wytrzymam, może nie umrę - Nie ma!!! I nie chodzi tu tylko o brak tlenu, tylko takie duszności mogą być objawami zatoru płucnego, takie duszności mogą spowodować zawał lub udar - przy takich dusznościach wzywa się karetkę, pomoc, pogotowie, medicusa!!! Przy takich dusznościach nie należy zgrywać bohatera.

Nasza bohaterka przeżyła takie 3 noce - no idiotka - jedna była najgorsza, dwie lżejsze ale.. to nie koniec bajki. Kiedy nasza miła dziewczyna straciła smak i węch wówczas utwierdziła się, że to ta zaraza z za Uralu - ta chińska zupka z nietoperza. Niezwłocznie zawiadomiła medicusa, ten dał skierowanie na mazanie, które niezwłocznie zaliczyła. Nie będę tu opisywać jak dziwne i przygnębiające  jest wrażenie kiedy się stoi w kolejce na wymaz, kiedy patrzy się na ludzi i nie wie kto przeżyje "swoją śmieć".. no ale dobra.

        Wymaz pobrany i czekamy. Ale nie byłabym sobą gdybym nie opowiedziała o księciu z bajki, bo jego bohaterska postawa w tym wszystkim jest godna przedstawienia. Otóż z chwilą gdy bibliotekarka oznajmiła, że musi jechać na pomazanie książę wpadł w histerię i panikę. Owszem wyprowadził powóz, zaprzągł konie,  zawiózł bibliotekarkę, ale był w pełnej zbroi - kapturze, masce, przyłbicy, rękawicach - na nic zdały się tłumaczenia, że skoro bibliotekarka ma objawy od 5 dni to jeśli miała księcia zarazić, to już dawno zaraziła, zwłaszcza, ze w ciągu tych dni nie izolowała się, bo nie miałby kto usługiwać: prać, sprzątać, gotować, pod nos podstawiać. Książę wiedział swoje i już - wywiózł naszą bohaterkę od drugiej strony punktu pobraniowego, by nie widzieć procedury - ot taki strasznie jest wrażliwy ten jej książę z bajki.  Kiedy wrócili do domu, książę ledwo konie odczepił i powóz schował, wpadł do domu w kapturze i przyłbicy rzucił się na łóżko pod koc i zaczął się trząść tak,  że dostał gorączki, jęcząc że ma słabość w nogach . Bibliotekarka myślała, że już sprzedała zarazę księciu, ale ten po podaniu kilku proszków (dosłownie 3) - ożył i do tej pory ma się świetnie - a wszystko to się działo 5 dni temu. Okazało się, że ze stresu również można dostać gorączki - a książę bidulek bardzo się przejął - tylko ciekawe czym. Chyba tym, że w razie czego to nie miałby mu kto pod nos wszystkiego podawać i musiałby sam dupę ruszyć. 

Minęła doba i okazało się, że bibliotekarka nie ma w sobie zarazy - jej wynik jest ujemny. Zaskoczenie i niedowierzanie nie tylko dla niej, ale i dla medicusa, który powiedział, że był na 100% pewny, że ten wirus krąży w bibliotekarce. Jest jednak na to pewne wytłumaczenie: mazanie było przez nos do gardła, nasza bohaterka ma bardzo słabe naczynka w nosie i patyczek z wymazem był zakrwawiony. Od razu miła pielęgniarka powiedziała, że może być wynik albo przekłamany, albo niejednoznaczny. Dodam, że drugiego skierowania medicus wystawić jej nie może, ale za to wreszcie (cały czas na odległość, bez widzenia) przepisał pacjentce dość silne preparaty, które wreszcie zaczęły skutkować.

Bibliotekarka podejrzewa u ciebie zapalenie płuc (bo podobne bóle w śródpiersiu i duszności miała w 7 klasie i wówczas zdiagnozowano jej zapalenie płuc)  i w ten sposób nakierowała medicusa na odpowiednie medykamenty. "Skoro ma pani takie objawy jak kiedyś....") Tylko, że wówczas miała lat 14, a teraz prawie pół wieku więc mogła nie zapamiętać, coś pomylić .... Śmieszne? To jeszcze w tym wszystkim nie jest najśmieszniejsze.

Lekarz przepisujący antybiotyki na podstawie teleporady i sugestii pacjenta, a w zasadzie zdiagnozowania się przez niego samego  - eee to nic... Wiecie, że na kwarantannie bibliotekarka była dopiero wówczas kiedy dostała skierowanie na wymaz, mając objawy choroby od 5 dni? Co z tego że była na L4 - przecież na L4 mogła iść np do biblioteki wymienić książki, do sklepu, do psiapsi na kwusie i ciacho, mogła chuchać, dmuchać, pierdzieć po całej okolicy - mogła zarażać wszystkich dookoła, rozdawać całusy i przytulasy.  Rozśmieszył ją policjant, który przyjechał sprawdzić czy siedzi w domu i powiedział, że powinna się odizolować, w masce po domu chodzić itp - tylko po co, po tylu dniach, bez sensu - jedząc wspólne posiłki, siedząc w tych samych pokojach, korzystając z tych samych toalet - rychło wczas. 

Teraz nasza bibliotekarka po tej informacji naukowej, już uważnie słucha i więcej czyta i ostatnio usłyszała jak jakiś mądry człowiek powiedział iż w tej chwili źródłem zakażenia są domy rodzinne, zarażamy się wśród domowników.. ale jak tego ma nie być, skoro izolacja jest z chwilą dostania skierowania na testy - powinna być od razu z momentem telefonu do przychodni - kontaktu z lekarzem - od górnie.  Obserwacja siebie jeśli objawy się nasilą to skierowanie na test, jeśli nie, to znaczy, że było przeziębienie czy zwykła grypa i koniec kwarantanny.   

Bibliotekarka czuje się już lepiej - antybiotyk pomaga, choć tak jak ostatnio wyczytała, to dziadostwo które w niej siedzi cofa się i atakuje znów - następuje chwilowa poprawa, po czym przychodzi słabszy moment. Na szczęście duszności ustąpiły, których to pamiętajcie nigdy, ale to nigdy nie należy bagatelizować. Zaczyna wracać jej węch i smak - jeszcze wybiórczy ale już coś "wisi" w powietrzu. Dodam, że brak smaku i węchu z początku jest zabawny, ale po kilku dniach wkurza, bo nawet doprawienie zupy staje się wyzwaniem nie do przeskoczenia. Co prawda nie czuć smrodu skarpet księcia z bajki, ale jednak nie jest fajnie jak wszystko smakuje jak woda lub papier.

Rodzina i książę czują się dobrze (na razie) bibliotekarce został jeszcze jeden dzień, w którym może zarażać (a niemożliwe by ta zagraniczna influenza jej nie dopadła, z tak klasycznymi i wszystkimi objawami (poza kaszlem i gorączką, a w zamian strasznym osłabieniem - 34,9 to trochę cieplej niż skrzynia umarlaka) Wymaz po prostu wyszedł przekłamany.  Książę i potomstwo mają  jeszcze tydzień na sprawdzenie czy ich zaraziła czy też nie.

Bibliotekarka dziś przy obiedzie zapytała: "książę, a coś ty taki blady" na co córka " mamo przestań, bo on zaraz się do łóżka położy i będzie się doszukiwał objawów korony - jeszcze ci tego potrzeba".

Także poczekamy i zobaczymy czy bajka będzie miała szczęśliwe zakończenie - pewne jest już to, że dla wiejskiej bibliotekarki - tak, choć mogło być bardzo źle.