niedziela, 30 maja 2021

Dawno, dawno temu na odległym krańcu Słońca

 Wiecie jak to jest jak się zbliża okrągła rocznica, jak ma się świadomość że to już z górki, a do tego mnóstwo lat związku z jedną osobą? Jak to czasem kobieta pragnie być zauważona, zaakceptowana, wsparta? No właśnie... kto tego nie przeżył ten nie zrozumie :P

Dawno, dawno temu w odległym wszechświecie spotkałam nie realnie pewnego młodzieńca, trafił mi się w jednej z takich szczególnych chwil w życiu żony i matki kiedy to nikt nie rozumie, nie śpi i w dupie ma, tzn nie śpi mąż oczywiście. Kiedy poczucie własnej wartości pikuje w dół z szybkością ponaddźwiękową. Kiedy wiesz, że niby cię się słyszą ale nie słuchają i wówczas zjawia się on - rycerz, a wręcz książę z bajki - ubrany, a w zasadzie rozebrany - w myślach oczywiście. No i co w związku z tym? 

No nic "świeża krew" - nagle stajesz się obiektem zainteresowania (powiedzmy), stajesz się ważna, na zawsze (ja z tej naszej znajomości nigdy nie zrezygnuje), "piękna" (masz oczy jak dwa oceany), doceniona - a przynajmniej takie masz odczucia., a jak masz dół psychiczny jak stąd do Chin przez Arktykę, to łykasz każde cudowne słowo i każdy ciepły gest jak pelikan ryby. Kiedy Twoje małżeństwo symbolizuje 4 mieczy przeplatane z Eremitą to każdy  skrawek zainteresowania innego mężczyzny wywiera na tobie niezapomniane wrażenia. A jak okazuje się, że ten poznany nieznajomy jest jeszcze dla ciebie znajomym karmicznym to jego ryt w tobie pozostaje na lata, znajomości od dawna nie ma ale energia gdzieś tam w tobie nadal krąży.

Co mi dała ta znajomość? Po 1 jako znajomość karmiczna i to jeszcze z przeznaczenia to my spotkaliśmy się po coś. Każde sobie wzajemnie coś dało - on mi się nie zwierzał za bardzo ze swoich odczuć do mnie, coś tam tak niejednoznacznie dawał w sygnałach - a to piosenkę miłą podsunął, a to kiedyś się wydał, że gdy rozmawialiśmy (znajomość tylko internetowa) głaskał monitor - to było szalenie miłe. I powiedzcie mi która nie wstrzymałaby oddechu, kiedy facet  po drugiej stronie mówi, że dotyka monitora jako namiastkę kontaktu, kiedy kończąc rozmowę na czacie przechodziliśmy na maile bo nie mogliśmy skończyć rozmawiać (o wszystkim), kiedy dzień witałam mailem, kończyłam mailem, kiedy rozmowy przez telefon też nie mogły się skończyć, a odłożona słuchawka powodowała wyrwanie duszy - no która by się nie zauroczyła? 

Ale wracając do tego co mi ta znajomość dała - wzmocniła mnie psychicznie i fizycznie - ja dzięki tej krótkiej (max 4 miesiące) znajomości odzyskałam swoją wartość, baa ja ją nawet wzmocniłam i ugruntowałam - od tamtej pory, a minęło już wiele lat nie wróciłam do dawnej siebie  - owszem czasem zdarzają mi się (jak każdemu) gorsze chwile ale umiem się z nich podnieść. Stałam się ważna dla siebie, wiem, że zawsze sobie poradzę - umiem, dam radę, mam moc. I za to, że "postawił mnie na nogi" jestem cholernie wdzięczna temu mężczyźnie - tak, bo to już (o ile żyje) jest mężczyzna - już wtedy był dojrzalszy od rówieśników ale teraz już jest dobrze około 40 więc to już mężczyzna. 

Co mi jeszcze dał? - rozwiązał mój dręczący problem z mężem. Uświadomił mi, że mąż to stary, dorosły już od dawna chłop i to co on robi, czy mówi świadczy tylko o nim - ja za to nie odpowiadam, ja nie mam z tym nic wspólnego i nie mam prawa się za to wstydzić, czy brać winę na siebie.  Poradził mi, że mam się odważyć i na jakiejś imprezie w towarzystwie oświadczyć, że nie odpowiadam za to co zrobi czy powie mój mąż - i ja tak zrobiłam. I wiecie co? Poczułam taką ulgę, jakby ze mnie spadła tona piachu. W życiu tak dobrze się nie bawiłam, wreszcie przestałam być czujna, skupiona, w oczekiwaniu "jaki numer mój mąż dziś wywinie" - stale go pilnowałam, nasłuchiwałam, by może zareagować wcześniej, albo choć załagodzić sytuację, ale od tamtej pory już tego nie robię. Oczywiście, że przybiegła do mnie nasza koleżanka ze skargą, że mój mąż jej tam coś niemiłego powiedział, odpowiedziałam, że przecież słyszała co powiedziałam i że mnie to w ogóle nie obchodzi i jak ma pretensje to niech to powie mojemu mężowi - co ja mam zrobić na kolano go wezmę i na goły tyłek mu wleje? Pewnie chętnie by zobaczyła goły tyłek borsuka, ale to już niech on jej sam pokazuje. :P

Ja temu chłopakowi chyba dałam wsparcie, też go wzmocniłam psychicznie - potrzebował przyjaciółki i ją dostał, potrzebował "ukołysania" i to dostał, potrzebował rozmowy i to miał - co on jeszcze dla siebie wyciągnął z naszej znajomości, to już on sam mógłby powiedzieć, bo ja nie wiem - on nie mówił ("każdy facet musi mieć jakieś tajemnice tylko dla siebie") - ja nie drążyłam. Tak się zastanawiam dla kogo ta znajomość bardziej była potrzebna i chyba uważam, że dla mnie. 

Wiecie jak to jest niesamowite kiedy zaczyna się zdanie, a druga osoba je kończy? To było dziwne.. a i jeszcze gdybym nie miała takiej internetowej fascynacji to pewnie nie umiałabym zrozumieć bardzo wielu swoich klientek, które prosiły o karty, bo poznały w necie faceta i ta znajomość się skończyła bez słowa. Pewnie w duchu zadawałabym sobie pytanie - jak można zauroczyć się facetem, którego się na oczy nie widziało, jak można ulec czułym słówkom i zapaść się w taką znajomość - bezrozumnie - ano wiem już, że można.

Nie jestem łasa na komplementy, nie nabieram się na słodkie słówka i wdzięczny bajer i u nas takich stricte bajerów nie było... nie wzięłabym też dla niego kredytu ;) Ta znajomość była ekscytująca i dziwna jednocześnie. 

Zapytacie pewnie dlaczego ta relacja się tak szybko skończyła skoro była bardzo intensywna i taka ważna - zadawałam sobie to pytanie bardzo wiele razy, baaa nawet niedawno jeszcze się tym "dręczyłam". Pierwsze co mi przychodzi do głowy to to, że karma która  nas ze sobą połączyła po prostu się wypełniła - on wsparł mnie, ja jego i po co to dalej ciągnąć - jak karma się wypełnia to drogi się rozchodzą. Po drugie skoro to on uciął - może nie nagle, ale wyciszał kontakt to znaczy, że przestałam być dla niego ważna i potrzebna - ma żonę, dzieci więc po co mu ogon w postaci starszej pani. 

Brakuje mi tych naszych rozmów (właśnie rozmów) - oczywiście, pewnie z biegiem lat pamięć zaczęła zacierać pewne rzeczy i za bardzo Pana  wyidealizowałam, a nie zawsze było słodko zwłaszcza pod koniec. Tak bardzo mi brakuje tych żartów, rozmów, opowieści i snucia nierealnych marzeń, które dawały ukojenie i odskocznie od rzeczywistości, brak mi jego przyjaźni - takiej zwykłej, dającej skrzydeł i pokazującej męski punkt widzenia na dane sprawy. Akceptacji taką jaką jestem, żyjącą (czasem) w świecie bajek, z moimi zdolnościami i tarotem. Zrozumienia i prawa do słabości... No nie ważne... I tak teraz naszła mnie refleksja czy chodzi o konkretnego człowieka, czy o właśnie tą całą otoczkę.

W każdym razie - zapytacie po co to opisuje, ano wiecie w życiu każdej kobiety kiedy się zbliża okrągła rocznica i jak ma się świadomość, że to już z górki, a do tego mnóstwo lat związku z jedną osobą - to przychodzi taki moment, że chciałoby się znów poczuć to drżenie i niepewność, przeczytać miłe słowo, usłyszeć szept i szelest dodawanych skrzydeł i tęskni się wówczas do faceta dla którego się jest ważną, a taką ważną byłam (chyba) kiedyś dla Pana. Taka tęsknota, sentyment i jakiś żal... Moja psiapsia ta od cyganichy i od "miła jesteś...koleżanka" na takie serca łopoty i małe tęsknoty pyta krótko - "masz dni płodne?" 

I tak mnie wczoraj naszło czy by się nie odezwać do Pana, czy nie napisać - ot taki mail "przypominajka o sobie", którego on i tak pewnie nie przeczyta, a tym bardziej nie odpowie, bo najprawdopodobniej zapomniał hasła do poczty, którą specjalnie utworzył do naszej korespondencji - po tylu latach nie dziwota. Ale jakoś tak mnie ciągnęło i teraz nie wiem, bo emocje po nocy opadły, chęci zmalały i naszły myśli " a po co ci to głupia - niczego nie zmienisz, znajomości nie odnowisz, a jeśli to może tylko po to by przeczytać " a weź się wreszcie ode mnie odwal kobieto" - czy jest sens grzebać w energiach - już nawet poukładanych?" 

Skoro już popełniłam taki wywód nie wiadomo o czym ale wiadomo o kim to może sprawdzę kartami czy mi się te wspominki opłacają - wiecie, że jest strasznie trudno zamknąć relację karmiczną i tylko mam nadzieję że ten młodzian złoty również gdzieś tam w głębi jej nie zamknął :P






To zobaczmy co by mi dał ten mail i to odrodzone wspomnienie o Słońcu

Tak będzie dla mnie jak napiszę

paź mieczy, Zawieszony, królowa buław

Tak będzie dla mnie jeśli nie napiszę

as mieczy 9 mieczy 2 mieczy

Co mam zrobić

3 mieczy

Ale mieczy!! Miecze to internet i korespondencja mailowa ale chyba nie w tym przypadku. Mało tego dla mnie lepsze karty są na to by nie pisać, co prawda ciut się zasmucę i może nawet spać nie będę ale w 2 mieczy będę wychodziła z przeszłości (może wreszcie definitywnie).

Na "tak" karty mówią, że będę wyczekiwała odpowiedzi, nie widzę tu by ta odpowiedź nadeszła ale pisząc popatrzę na wszystko z innej perspektywy.. ale zaintrygowała mnie ta królowa buław która ma radość w sobie. Czyżby jednak  odpisał?

3 mieczy mówi kieruj się rozumem nie sercem - a rozum mówi nie pisz, a serce napisz - choćby po to by się pożegnać, zakończyć "użyć" słów pa pa, cześć, żegnaj..

Dobra to jeszcze zobaczę teoretycznie jaka będzie jego reakcja na maila - jeśli napiszę.

Sedno Cesarzowa

Nie 10 mieczy

Tak 7 mieczy

wynik Mag 7 monet 9 buław

Nie przybije go to, ale przeczyta - kurcze gdybym zapytała co zrobi to bym mogła tu powiedzieć, że nic - zastanawiać się będzie i tyle z działania, ale pytałam o jego teoretyczną reakcję - czyżby ten mail odczytany z opóźnieniem go w jakiś sposób uzdrowił?








A co zrobi jeśli ten teoretyczny mail do niego dojdzie, przeczyta go i?

Sedno 4 mieczy

Nie 6 buław

Tak 3 kielichów

wynik 7 monet królowa mieczy 6 kielichów.

Nic nie zrobi - nie powróci, owszem ucieszy się ale nawet nie wiem czy by odpisał - ot może podłechtałoby to jego ego i tyle, żadnej reakcji.... Z tych wszystkich kart wynika, że na pewno nie pamięta hasła do konta, albo w ogóle o nim dawno zapomniał i tam nie zagląda.

Wychodzi na to że 3 mieczy z pierwszego rozkładu dobrze radzi - nie pisz, bo nic z tego nie wyjdzie, ani dobrego, ani złego - te wspominki i przypominajki są bez sensu.